piątek, 17 lipca 2015

Wakacje

Witam Was o poranku :) Mam dobrą nowinę, otóż wracam do żywych i posty znów będą się pojawiać :D Na początek trochę się usprawiedliwię ;)

Nie myślałam, że pisanie pracy magisterskiej pochłonie aż tyle mojego czasu, ale niestety, wybrało się temat-rzekę, to trzeba było cierpieć. Prawie pół roku wyjęte z życia (szczególnie 3 ostatnie miesiące, co by w wyznaczonym terminie się zmieścić i obrony znów nie przenosić). Ale powiem Wam, że z żadnej swojej pracy dyplomowej taka dumna nie byłam. I wcale nie dlatego, że praca była rewelacyjna, o nie, pod tym względem zdecydowanie wygrywa ta inżynierska (o pedagogicznych nie wspominam, bo narzucanie studentom promotora, a później tematu pracy jest bezczelne i powinni takich rzeczy zakazać... przy czym kłaniam się mojemu promotorowi z magisterki, który walczył razem ze mną w obliczu tej niesprawiedliwości i dzięki któremu udało mi jako jedynej mieć wolny wybór). Dumna jestem, bo wiele razy chciałam już rzucić te studia, a przy pisaniu magisterki wydrukować sobie wszystko tylko po to, żeby patrzeć, jak płonie. Na samo słowo "magisterka" trzęsawki dostawałam. Ale mimo wszystko dotarłam do końca i osiągnęłam swój cel, w dodatku na 5 :) Od razu oświadczam, że wbrew postanowieniom sprzed kilku lat na trzeci kierunek się nie wybieram :p Zwłaszcza, że życie nam się szczęśliwie zaczęło w tym roku układać i między innymi Tubiś dostał pracę NIE na zastępstwo :) W dodatku w szkole, co wydaje mi się bardziej wymagające dla mnie, jako nauczyciela i w związku z tym cieszy, bo lubię sobie wyżej poprzeczkę stawiać ;)

Na razie jednak odpoczywam od wszystkiego, na zasłużonym urlopie. Tydzień wolnego poświęciłam na przygotowania do obrony, reszty nie poświęcam na nic ;) I tak dzień pierwszy, poniedziałkowy minął w szlafroku. Bunt totalny wobec wszystkiego, tyle rzeczy musiałam robić, to teraz robię NIC, a jak! Piękne to było ^^ Od wtorku już normalnie jednak funkcjonuję ;) I nawet do maszyny usiadłam (nerwicy przez nią dostanę, przysięgam, wciąż się zacina...) i Maciulkowi koszulę wytaliowałam - dumna jestem, bo pierwszy raz robiłam i wyszło, da się ją nosić, Maciula zadowolony :D

Od środy wypoczywam już u rodziców :) I ponownie dochodzę do wniosku, że mieszkanie w bloku ma swoje zalety, urlop to urlop, siedzisz albo wychodzisz i generalnie robisz co chcesz. A w domu ciągle coś jest do zrobienia, zwłaszcza przy takim dużym ogrodzie jak nasz. Ale za to podwórko tętni życiem :D Lawenda powysyłała zaproszenia dla bączków i proszę, w setkach można je liczyć! Postaram się któregoś dnia pokazać Wam jakieś ;)



 Część lawendy przekwitła i jest już pościnana, suszy się.


Część jest już gotowa do przerabiania na prezenty dla moli ;)


Moje ulubione kwiaty :) Do niedawna były nimi niezapominajki, ale zmieniłam zdanie, kiedy hortensje w ogrodzie rodziców się tak pięknie rozrosły. Nic, tylko patrzeć <3 


I oczywiście naczelny lelek Poniedziałkowy - Pchła. Zerkający jednym okiem, bo drugim mu się nie chce :p


Taki urlop to ja mogę mieć! Nawet mimo tych wszystkich prac ogrodowych. Zabieram więc książkę i lecę na dwór :) A Wam życzę miłego dnia! :)

2 komentarze:

  1. Uwielbiam lawendę!! Mam na balkonie niewielka doniczkę, ale ten zapach...!! Ach!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak :) miło się odpoczywa przy takich odprężających zapachach :) nie to, co przy pelargoniach :D

      Usuń