Planowałam sobie, że w tym roku zrobię podobne kartki, jak w zeszłym (tzn. w neutralnych kolorach, żadne tam pstrokate choinki, tylko stonowane wersje kolorystyczne: brązy-beże, szarości-biel, ewentualnie bordo-beż). Jak postanowiłam, tak nie zrobiłam^^
Jadąc do rodziców, zabrałam ze sobą cały karton akcesoriów: dziurkaczy ozdobnych, koronkowych i brokatowych tasiemek, brokatu w kleju, sznurków, itd. itp. Nawet na zakupy w celu doposażenia owego kartonu poszłam. No i teraz karton dumnie stoi na środku pokoju, wypełniony po brzegi :) A wszystkiemu winne taśmy z Lidla :D Rok temu (chyba nawet już po Świętach) natknęłam się na nie przypadkiem w gąszczu jakichś papierów ozdobnych i moje oczy zaczęły świecić na ich widok. Serio. I kiedy wczoraj zrobiłam z ich udziałem pierwszą kartkę, to reszta poszła już odruchowo... :)
Papier z wytłaczanymi łuskami tak swoją drogą mnie zawiódł :/ Na brzegach, które muszą być jednak porządne zgięte, żeby sztywna kartka wyglądała estetycznie, łuski zaczęły się wydzierać/odczepiać/niszczyć (wpisz właściwe). Przy czym w ogóle ich nie dotykałam. Niefajnie, niefajnie.
Jak na nie patrzę, to trochę tak... na jedno kopyto zrobione, no przyznaję się :p Ale nie potrafiłam się powstrzymać, tak mi się spodobały. Choinki dorobią się jeszcze małej złotej gwiazdeczki na czubku (jak tylko gdziekolwiek znajdę papier, jaki sobie wymyśliłam i którego nigdzie nie ma :p ) i będą gotowe do wysłania.
Teraz dopiero czuję, że nadchodzą Święta :D A od jutra chyba zacznę się modlić. O śnieg oczywiście. Miłego wieczoru! :)