Absolutnie kocham sowy. I tak samo mocno nie znoszę koloru różowego (liczba różowych ciuchów przypadających na liczbę dzieci w grupie przedszkolnej jest momentami porażająca...). Dlatego też postanowiłam dla małej Julki uszyć sowy w kolorze innym niż różowy - i tak właśnie padło na sówki z przewagą zielonego i niebieskiego oraz w brązach, beżu i zieleni w tle :)
Pompony obowiązkowo!
Tym razem malutkie ;)
Tył poszewki jest bawełniany, również w beżu. Po przejściach mojej maszyny z minky'm mam traumę i nie wiem kiedy się otrząsnę :p
Teraz tylko czekać na wizytę u Julki i patrzeć, czy jej się spodoba ;)
Sowy piękne,ale powoli zaczynają mi się przejadać jak tobie róż :) Swoją drogą - czemu za naszych czasów takich pięknych rzeczy nie było? :(
OdpowiedzUsuńmożliwe, że też za jakiś czas do Ciebie dołączę, bo mam z nimi do czynienia i w pracy i w domu :D a u mnie z zachwytem nad motywami - i wszystkim innym zresztą - tak jak z muzyką: repeat, repeat, repeat, aż wreszcie patrzeć (słuchać) nie mogę ;)
OdpowiedzUsuńa co do przeszłości, to rzeczywiście szkoda, ale ja to sobie teraz nadrabiam i powiem Ci, że cieszę się jak dziecko :> w sumie jak pomyślę, to chyba każda moja dziecięca pościel miała obłoczki... coś było na rzeczy z tymi chmurkami od dzieciństwa już :D