piątek, 21 listopada 2014

Psia kość

Psia pogoda to i kość psia. Zrobiła się w tym tygodniu (nareszcie). Jechałam do domu rodziców i zastanawiałam się całą drogę, czy przypadkiem nie oddam jej po chwili do schroniska, bo co, jeśli się pannie Pchełce nie spodoba? Dziwne to stworzenie, chociaż urocze i rozbrajające. Drugiego takiego psa-nie-psa ze świecą szukać :p No i siedzi pies podwórkowy w domu, bo bez ludzi w smutek głęboki popada i jeszcze by nerwicy albo depresji dostał... A jak w domu siedzi, to ciepła kuchnia nie wystarcza, idzie do pokoju, informatyk jeden, w komputer popatrzeć i powtapiać się w dywan. Co zresztą zbyt bezpieczne nie jest. Uszyła się więc flanelowa kość, mięciutka, do przesiadywania w kuchni idealna. Nawet modną kratkę ma :p


Kość zaakceptowano :)



"Nienormalna jesteś, z kim Ty gadasz w ogóle? A po co ja mam szczekać? Na listonosza mam... JEEEZU, UCIEKAJ, ON CIĘ ZJE!"


"Nie, nie przestanę lizać cię po stopach. STOPY, WIELBIĘ STOPY, DAJCIE WIĘCEJ STÓP."


"Chodź tu do mnie z tym jedzeniem, przecież nie będę wstawać, kobieto... Nie zjem kości, bo nie umiem. Nie zjem surowego mięsa, no bo... no jak, surowe?! Daj mi kromkę czerstwego chlebka. Oo, tak mi dobrze, daj dwie."


"A weź Ty sobie idź i daj mi spać."

W ramach wdzięczności mam pięknie obślinione dłonie :p To miłość jest :D Do zobaczenia! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz